NO ALE JAK TO?
Jak to nie jeść pączków? W tłusty czwartek? Obraza majestatu! Przecież wszyscy jedzą, prześcigają się w ilościach, zamówieniach. No to ja mówię stop! Tak się wszyscy śmieją (w tym i ja) z tych kolejek w Lidlu po karpie na Boże Narodzenie, po twaróg w Tesco na Wielkanoc, albo po promocyjne znicze w Październiku. Ludzie przepychają się przy półkach, zamieniają się w jakieś bestie, zwierzęta nakręcone na niskie ceny, nakręcone okazją, czy sezonem.
To samo dzieje się od poniedziałku poprzedzającego ten tłusty. No czwartek ten, już jutro. No wiecie o którym mówię. Pewnie już złożyliście zamówienia, albo planujecie do którego miejsca się wybrać, żeby postać w czterogodzinnej kolejce na mrozie. Trzy selfiki w trakcie, jedno instastory a potem pączek, no góra piętnaście. Na następny dzień zostaną już takie suche niedojedzone (zazwyczaj kupujemy więcej jak zjemy), ale człowiek i tak je wciągnie, rozpamiętując jak dobre były parę godzin temu. Co z tego że kawałkami pomarańczy można już pisać po szkle, a lukier wygląda jak zaschnięty klej tapicerski :)
EKONOMIA SKALI
To samo widać w sklepach, kawiarniach, cukierniach. Wszyscy zbierają zapasy, zaczynają mieszać, smażyć, nadziewać. To co dla jednych jest pozytywnym skutkiem ekonomii skali, dla nas, pasjonatów jedzenia (a prywatnie też ogromnych łasuchów) jest minusem. No bo co innego włożyć serce w zrobienie tysiąca pączków w ciągu dnia a co innego logistycznie nastawić się na zrobienie ich stu tysięcy.
Zupełnie inną sprawą, jest budowanie atmosfery przed takimi dniami. Czy u Was na ścianach FB już wszyscy pieką własne pączki? Obowiązkowo z komentarzem „w tym roku testuję coś nowego/ tym razem robię je sama!”. Gdzie nie zajrzę widzę te krągłe słodkości. Zanim je zjem, zdążę zobaczyć je w stu różnych smakach, wariantach i lokalizacjach. Czuję się przejedzony zanim zdążę złapać i wgryźć się w jednego. I niestety to zabija ten pierwszy kęs. Zupełnie jak święta w galeriach handlowych już od drugiego listopada. Dobrze, że zniczy nie wieszamy na choince.
Co z tego, że powiecie „to ten jedyny dzień w roku gdzie nie musisz się ograniczać!” Czy tak naprawdę ograniczacie się przez 364 dni a w ten jeden jecie pączki? Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień.... albo pączka.
Do tego dochodzą też miejsca, knajpy, restauracje, które na co odzień nie podają pączków, nie mają z nimi nic wspólnego, ba! czasem to i deserów nie mają. Prześcigają się w pączko-burgerach, taco-burgerach, pączko-kanapkach. Pomysły są fajne, ale wystrzegajcie się wykonania bo łatwo można 'wpaść'. Jeśli darzycie miejsce zaufaniem ( a mam takich parę) to może warto spróbować, ale większość żeruje na kilkudniowej fali i próbuje zarobić trochę $$$. Jak ze wszystkim - kupować i wybierać z głową, szczególnie jak opis zaczyna się od hasztagu: #tłustyczwartek .
PANIE JAKUB, CO ROBIĆ? JAK ŻYĆ?
Iść w środę, albo w piątek :) Tak metaforycznie oczywiście, bo każdy dzień się nada. Jest sporo miejsc gdzie zjecie dobre pączki. Niewiele gdzie zjecie niesamowite! Pytajcie o to na czym są smażone (smalec rulez!), i z czego jest robione nadzienie (unikać wyrobów owoco-podobnych!). Prawdziwy pączek nie powinien Was atakować wizją potencjalnej cukrzycy od ilości lukru. Ciasto powinno być puszyste i oczywiście mieć obwódkę. W środku miękkie jak gąbka. Z nadzieniem to już tak bardziej indywidualnie, prywatnie. Ja uwielbiam jak jest go dużo i aż się wylewa ze środka. Obowiązkowo tradycyjna róża albo malina, a potem przegryźć słonym karmelem :)
My nasze ulubione pączki w Warszawie polujemy w poniższych miejscach:
Bemowo, ul. Pełczyńskiego 14, Stolica Pączków.
Miss Mellow (niestety nie mają ich na codzień) - a wpis o nich tutaj
Pracownia pączków Zagoździński - "pączki z Górczewskiej"
No i apel! Jedzmy pączki CAŁY ROK!