RESTAURACJA ŹRÓDŁO
Im dłużej prowadzimy bloga, tym częściej zdarza się, że na "wyjścia recenzyjne" chodzimy albo lekko zblazowani, albo ze zbyt wielkimi oczekiwaniami. W takie dni z knajpy wychodzimy zadowoleni (to niekoniecznie), ale zawsze brakuje nam jakiegoś efektu WOW. Z każdym kolejnym razem trudniej nas zaskoczyć (to akurat dobrze, bo budujemy doświadczenia kulinarne), ale odbywa się to kosztem finalnej oceny, bo poprzeczka zawieszana jest coraz wyżej.
Tym razem nie było mowy o żadnym zblazowaniu, bo mimo wysokich oczekiwań dawno nas żaden lokal tak nie zauroczył, ba, wręcz zakochaliśmy się w Źródle!
BARDZIEJ RESTAURACJA CZY BARDZIEJ WINE BAR?
Nie będziemy i nie musimy Źródła do niczego porównywać, bo jest jedyne w swoim rodzaju ;). Lokal położony jest w starej zabudowie przy ulicy Targowej na Pradze, z przeszkloną całą frontową ścianą i po prostu genialnym wnętrzem. Mnóstwo tu luźno rosnącej zieleni, meble przypominające o PRL-u, dużo drewna, trochę sztuki i dużo otwartej przestrzeni. To coś zupełnie innego, niż te bezosobowe "restauracje w stylu europejskim". Tam zazwyczaj króluje beton, stal albo szkło. Do tego szare czy po prostu mało intensywne kolory i przyciemnione pomieszczenia, bo przecież mamy się skupić na tym co jest na talerzu. Wchodząc do Źródła nie czuć żadnego nadęcia, momentami nie czuć nawet, że jesteśmy w restauracji. Dystans do gościa jest momentalnie skracany, no bo właśnie - gość ma się czuć po prostu jak u siebie.
Z wystroju to dużo jest tu też butelek wina. Na półkach, w lodówkach, czy pustych wiszących nad barem. Wino w Źródle to nie tylko ozdoba czy dodatek, a bardzo istotna część menu. Dowiadujemy się o tym od obsługującego nas tego dnia, właściciela lokalu, Adriana Górniaka. Adrian zaczyna od podania karty z winami, pytając o naszą znajomość i preferencje. Już krótki jego przegląd po karcie pokazuje ogrom wiedzy i gdybyśmy tylko chcieli to spędzilibyśmy nad trunkami godziny. Niestety lokal zapełnia się dość szybko po otwarciu, więc tej przyjemności uda nam się jeszcze zaznać następnym razem.
CO ZJECIE W RESTAURACJI ŹRÓDŁO?
Karta jedzenia też jest podzielona, ale na dania podawane na ciepłe i zimne. Wszystko, niezależnie czy przystawka czy danie główne, podawane jest w formie zachęcającej do dzielenia. Talerz na środek stołu i kto pierwszy ten lepszy! Pozycje w menu wyglądają zachęcająco i ciężko tu wybrać. A gdybyśmy wtedy wiedzieli jakie to są rarytasy, zamówilibyśmy wszystko!
Zaczynamy od prostego chleba na zakwasie z bardzo intensywnym, wręcz orzechowym olejem lnianym (9 pln). Masło posypane wiórkami soli przyjemnie chrupie, a całość podania przypomina bliżej restauracje fine-diningowe niż lokalny wine bar. Jedynym talerzem na naszym stole przypominającym przystawkę był ogórek z galaretką z agrestu i kremem z czosnku (19 pln). O boshe jaka to była petarda! Atakujący na wstępie kwasotą i świeżością agrest dominował i mieszał się z cięższym i kremowym czosnkiem. Jakie to było idealne! Galaretka bardzo szybko zmienia stan skupienia, ale udało nam się jeszcze uchwycić ją na zdjęciu, patrzcie i wzdychajcie!
Start z naprawdę wysokiego progu, pytanie czy do końca uda się go utrzymać! Dalej był wędzone ziemniaki z białymi szparagami i majonezem kminkowym (27 pln). Nie wiem, czy to nie było "danie dnia" i wcale nie chodzi tu o sobotnią promkę. Ta pozycja była od początku aż do oblizania talerza pyszna. Ziemniaki przyrządzane w domowej roboty wędzarce stojącej na kuchni, słodkie i delikatne białe szparagi, tak rzadko podawane w lokalach. A na koniec mocne uderzenie majonezu i dużo kminku, aż czuć go było na języku. Jeśli jeszcze nie opadły nam szczęki do tej pory, to teraz już nie było czego zbierać.
Ostatni talerz, który meandruje gdzieś pomiędzy przystawką a głównym, to biała kiełbasa. Tu trochę w formie kotlecików, podawana z sosem paprykowym i musztardą (27 pln). Smaczna, ale bez takiego zaskoczenia jak poprzednie pozycje. Może dlatego, że często jemy rzeczy z grilla i tu jakoś tak mniej seksi? A może konkurencja w menu jest po prostu lepsza. O ile mięso bez zarzutu to sos mógłby być bardziej charakterny, może trochę ostrzejszy?
Ostatnie dwie pozycje wracają potwierdzić nasze zachwyty nad Źródłem. Zarówno kopytka z palonym masłem i serem szafir (29 pln), jak i wędzony halibut z ziemniaczkami i szczawiem (36 pln) były obłędne! Kluchy wykonane perfekt, rozpływające się w ustach, gęsto posypane mocnym w smaku serem. Takie moglibyśmy jeść codziennie i wstyd powiedzieć mamie, że tu podają lepsze i "idź mamo spróbuj i sama zobacz" ;)
W rybce mamy trochę nieoczywiste, a bardzo dobre połączenie wędzonej ryby, ziemniaka i słodkiego twarogu. Na nasz język to ten twaróg dosładzany był miodem i to tak konkretnie wchodziło z rybką! Tu słono, tu wędzenie a na końcu słodki posmak na ustach. To już kolejny wylizany przez nas do zera talerz!
NA KONIEC OSTATNIE PEANY I POCHWAŁY!
Całe to jedzenie odbywało się oczywiście w towarzystwie dobrego wina i domowej ice tea. Bo jak wspomniałem na początku, wina są tu równie ważne co menu z jedzeniem. Ta karta trunków to jedna z głównych motywacji (poza dobrymi relacjami w necie), dla której tu przyszliśmy. Selekcjonowane przez właściciela wina naturalne, każde ze swoją ciekawą historią i równie interesującym profilem smakowym - jest jeszcze tyle rzeczy do poznania i spróbowania! Żałowaliśmy tylko, że jest sobota w południe i ze względu na dalsze plany nie mogliśmy tu dłużej posiedzieć i popróbować co aktualnie było dostępne.
Nie martwmy się jednak, bo do Źródła wrócimy i nie są to czcze obietnice! Genialne miejsce i gorąco polecamy!
Restauracja Źródło - Targowa 81, Warszawa