Gdy myślę o Mediolanie to pierwszym skojarzeniem są tanie bilety z Polski.
Skojarzenie te w sumie jest błędne, bo loty są do Bergamo, a nie do tej włoskiej kolebki mody. Jednak dostanie się z jednego miejsca na drugie jest tak łatwe i tanie, że właściwie możemy mówić tu o lotach do Mediolanu. Jeśli jednak myślę Włochy to na pewno nie mam na myśli od razu Mediolanu. I tak właśnie jest z tym miastem. Niby Włochy ale to jeszcze nie jest ich najlepsza część.
Mediolan to takie włoskie aperitivo, czyli coś na zaostrzenie naszego apetytu na więcej i jeszcze więcej. Cieszy nas bardzo, ale pozostawia miejsce na zupełnie inne doznania. W Mediolanie poczujemy już klimat Włoch, zjemy pyszne makarony a nawet pizzę w stylu neapolitańskim, jednak daleko do cudownego klimatu Toskanii lub spalonego słońcem południa Włoch. Uważam jednak że jest idealne, jeśli chcemy naładować nasze baterie na trochę włoskości. W tym wpisie pokażę wam jak to zrobić, żeby wasze podniebienie wyjechało z tego miejsca zadowolone. Zapraszam na kulinarną wycieczkę po Mediolanie.
Pierwsze co robimy po przebudzeniu się w Mediolanie to włoskie śniadanie, czyli śniadanie na słodko. Przepraszam wszystkich, którzy wolą jajecznicę na bekonie, ale tak tu już jest. Ciacho i kawa. Oczywiście kawiarni jest bez liku, mi jednak zależy na świetnych wypiekach, szkoda zjadanych kalorii na miernotę. Pierwszym moim poleceniem będzie Pave Milano.
NA SŁODKIE ŚNIADANIE - PAVE MILANO
Trochę przytulne a trochę nowoczesne miejsce z bardzo dobrą kawą i co najważniejsze, z ogromną ofertą wypieków. Wszystko jest robione na miejscu, można ich nawet trochę podglądnąć, bo mają otwartą kuchnię. Przekrój jest spory, bo jest pieczywo, są croisanty, brioszki i tego podobne oraz bardzo zgrabne tartaletki.
Ja decyduję się na foccachię na słodko, z ricottą, figami i orzechami. Udaje mi się też spróbować tartaletki z malinami, jedno i drugie obłędne. Również lokalizacja jest niczego sobie, jeśli macie nocleg w okolicy dworca to akurat idąc na zwiedzanie do centrum będziecie mieć to miejsce po drodze. Druga ich miejscówka nazywa się Pave break i jest bardziej na południu - bliżej Porta Romana, więc jeśli nocujecie w tamtych okolicach to też nie będziecie stratni.
Po słodkim śniadaniu pora na konkretne zwiedzanie. Duomo di Milano to obowiązkowe miejsce na liście. To czy chcecie zobaczyć je również wewnątrz, czy zostaniecie na podziwianiu z daleka decyzja należy do was. Oprócz samego wnętrza jest jeszcze możliwość wejścia na dach, z którego można obejrzeć panoramę Mediolanu. Szczerze mówiąc widziałam lepsze, ale to już naprawdę kwestia gustu. Tuż obok katedry znajduje się Galeria Wiktora Emanuela II. Chyba najsłynniejsza galeria handlowa. Jednak nie nastawiajcie się na zakupy, no chyba, że macie fundusze na torebkę z Prady albo nie szkoda Wam nerki ;)
Jeśli zdecydowaliście się na wejście do katedry i odstaliście już swoje w kolejce to idealnie się składa bo kiszki pewnie już marsza grają. Opcje są dwie, albo lekka przystawka i idziecie dalej, albo najlepsza pizza w stylu neapolitańskim.
Luini
To opcja take away, tańsza i szybsza. Luini słynnie ze swoich panzerotto, czyli czegoś na kształt smażonych pierogów, choć dla mnie to taki trochę bardziej pączek. Nadziane obowiązkowo mozzarellą i pomidorem. Przekąska ta jest głównie popularna na południu Włoch, cieszy się jednak powodzeniem również tutaj. Kolejka oczywiście jest, ale naprawdę idzie sprawnie, więc nie ma się czego obawiać. To takie moje comfort food, uniwersalne smaki, myślę że będzie wam smakowało.
GINO SORBILLO
Troszkę dalej od katedry, ale nadal blisko znajduje się pizzeria rodem z Neapolu. Gdy szukacie, gdzie zjeść najlepszą pizzę w Neapolu właśnie to nazwisko przewija się wszędzie. Jednak nie trzeba jechać aż pod Wezuwiusz, żeby spróbować tego cacka. Uprzedzam jednak lojalnie kolejka do tej knajpki jest zawsze spora i trzeba się uzbroić na czekanie. My w sobotnie popołudnie staliśmy ok 40 min. Należy zapisać się u Pani, która się kręci przy wejściu i wywołuje gości na listę i czekać na wywołanie swojego nazwiska.
Jeśli nie jedliście nigdy pizzy w stylu neapolitańskim to musicie spodziewać się bardzo cieniutkiego środka, który początkowo wręcz płynie, oraz przypieczonych brzegów, które nie powinny być za duże. Pizza jest nieregularnych kształtów, ale jest naprawdę spora. Zjedzenie całej samemu to już konkretny posiłek. Wychodzę z tego miejsca naprawdę zachwycona, to jest właśnie pizza, którą kocham. Zdecydowaliśmy się na klasykę czyli margharitę, tyle, że z mozzarellą di bufala oraz na drugą pizzę z ndują. To taka miękka , dosyć pikantna kiełbaska. Bardzo polecam spróbować jeśli nie mieliście okazji jej jeszcze jeść. Warto też chwilę postać przy piecu i zobaczyć prawdziwy majstersztyk wypiekania pizzy. Wszystko tu gra jak w zegarku, magia.
Posileni możemy iść dalej. Colonne di San Lorenzo to ruiny 16 korynckich kolumn w stylu rzymskim, a tuż obok Basilica San Lorenzo Maggiore. Dalej możecie dojść do sławnej miejscówki na mediolańskie aperitivo czyli Naviglio Grande. Są to kanały, które projektował sam Leonardo da Vinci. Teraz nad nimi znajduje się masa knajpek i wieczorami za cenę drinka można najczęściej jeść do woli z bufetu. Niestety sama jakość tego jedzenia jest bardzo przeciętna. Spokojnie można spożytkować te pieniądze na coś dużo smaczniejszego.
OSTATNIA WIECZERZA
Jeśli nie zboczycie za bardzo do kanałów to możecie przejść się do Basilica di Sant'Ambrogio a dalej do Santa Maria delle Grazie, w którym to znajduje się obraz Leonarda da Vinci „Ostatnia Wieczerza”. Ja sama nie widziałam obrazu, bo żeby się załapać na bilet trzeba go kupić z przynajmniej miesięcznym wyprzedzeniem. Pamiętajcie jeśli zależy wam na tej atrakcji.
Dwie ulice dalej od Santa Maria della Grazie znajduje się kolejne genialnie kulinarne miejsce na mapie Mediolanu.
Pasta Fresca Da Giovanni to niepozorne bistro, samo nazywa się sklepem a nie restauracją. Malutkie i czynne tylko 2,5 h w ciągu dnia, wyłączając niedzielę. Jeśli macie tutaj ochotę zjeść to tylko w porze obiadowej 12-14.30. Czy warto? Oczywiście.
Menu jest bardzo proste. Do wyboru krótki makaron maccheroni lub długi tagiatelline z czterema różnymi sosami m.in. pomidorowym, ragu czy krem z ricottą i szafranem. Oraz dwa rodzaje ravioli, z serem ricotta i szpinakiem oraz serem ricotta, cytryną i szafranem. Ja decydują się na ostatnie, bo jeszcze takiej kombinacji nie jadłam. Na stole ląduje też ravioli ze szpinakiem i maccheroni z ricottą i szafranem. Wszystkie pozycje są bardzo proste, przy czym makaron jest zrobiony bezbłędnie. Pyszne i nieprzekombinowane smaki, idealne na obiad w ciągu dnia zwiedzania. Każda pozycja kosztowała 9 euro, ale porcje były wystarczające.
DALEJ W DROGĘ
Dalsza część podróży do Mediolanie wiedzie nas do Castello Sforzesco, w których murach obecnie znajdują się muzea, galerie i biblioteki. Za nim natomiast rozciąga się sporej wielkości park Sempione. Idealne miejsce na chwilę oddechu. Za parkiem znajduje się Łuk Triumfalny Arco dalla pace, który powstał na życzenie Napoleona. Jeśli podążycie wzdłuż murów parku i wejdziecie w głąb dzielnicy możecie dojść do Muralu Gucci. Ciekawostką jest, że jest on przemalowywany przez firmę bardzo często. Nigdy nie wiecie jak będzie wyglądał w czasie waszej wizyty.
Kawałek od muralu znajduje się miejsce na kawę speciality - Cafezal Torrefazione Specialty Coffee. Niezbyt to może popularne pić kawę nie prażoną na styl włoski we Włoszech, ale jeśli lubicie alternatywne metody parzenia lub po prostu lepszą kawę to miejsce dla was. Jeśli nie wiecie o co chodzi to też wpadnijcie się przekonać czy to jest ta kawa, która będzie wam smakować.
OGRÓD BOTANICZNY
Kolejnym miejscem, które warto zobaczyć to dzielnica Brera, która obfituje w wąskie uliczki, idealne na leniwy spacer. Tuż za Accademia di Belle Arti znajduje się bardzo klimatyczny ogród botaniczny Orto Botanico di Brera. Nie jest to duży obiekt, ale naprawdę urokliwy, troszkę jak tajemniczy ogród w środku miasta. Moje prywatne odkrycie tego wypadu.
Jeśli w tej dzielnicy zastał was wieczór lub popołudnie to polecam na zwieńczenie dnia rozsiąść się w La Prosciutteria Milano. Miejsce, które słynie z desek pokrytych szynkami, serami i dodatkami. Miejsce, na które trafiliśmy parę lat temu w Mediolanie i na punkcie którego wtedy oszaleliśmy. Podczas mojej wizyty w Październiku nie mogłam go ominąć. Nadal jest świetnie. My na trzy osoby zamawiamy Tagliere Nobile da Pranzo za 30 euro. Ilość na desce naprawdę wystarczająca, do tego wino i można przesiedzieć i przegadać cały wieczór. Jeśli byliście w Warszawie w Prosciutteria Powiśle to wiecie czego się spodziewać. Jest tylko głośniej i bardziej po włosku.
DRUGI DZIEŃ ZWIEDZANIA
Kolejny dzień zwiedzania warto zacząć oczywiście od śniadania... a może też lodów?
Bo przecież Włochy bez gelato, to nie może tak być. Mi się udało spróbować oprócz sieciówki Grom, których pistację pochłonęłam tuż przed zamknięciem o północy w dzień przylotu, również niewielką lodziarnię Out of the Box. Tutaj wybrałam już zdecydowanie moje ulubione smaki: pistacja klasyczna na śmietanie, nocciola czyli orzech laskowy oraz sorbet mango. Wszystkie trzy pyszne!
Spróbowałam też gorzkiej czekolady oraz ciekawego smaku Panna Montana Fresca, który właściwie nie był lodem a bitą śmietaną. Wszystkie smaki podzielone są na: niebieskie - klasyczne, żółte sorbety oraz „crudo” czyli produkowane bez śmietany np. pistacja czy orzech. Te ostatnie bardzo kusiły, ale postawiłam jednak na klasykę. Zdecydowanie byłam tam za krótko, żeby prawdziwie objeść się lodami.
ARCHITEKTURA W MEDIOLANIE
Po tylu kaloriach warto wybrać się na spacer, żeby zobaczyć najwyższy budynek w Mediolanie - Torre UniCredit, choć moim zdaniem dużo ciekawszy jest Bosco Verticale, który pokryty jest drzewami i krzewami. Ten budynek to swojego rodzaju kwintesencja mediolańskiej architektury roślin. Tutaj wszystkie balkony, tarasy a nawet dachy są obrośnięte drzewami i krzewami. Jak one dają radę w takich warunkach to nie wiem, ale gdzie nie spojrzysz to istna miejska dżungla. Spacerując z głową uniesioną do góry łatwo się potknąć, uważajcie!
Niedaleko nowoczesnej dzielnicy miasta znajduje się też Cimitero Monumentale. Jeśli macie jeszcze siłę, to warto się przejść po tym zabytkowym cmentarzu. Nie jest to jednak miejsce przypominające nasze cmentarze, pełno tutaj przepięknych rzeźb i scenek rodzajowych.
Na sam koniec tej intensywnej wycieczki po Mediolanie ostatnie już miejsce na kolejną pizzę neapolitańską. Nie jest to taka poezja jak w Gino Sorbillo, ale jeśli nie macie czasu na stanie w kolejce, lub jesteście w okolicy Corso Buenos Aires to wpadnijcie na pizzę do Pizzium. Przyjemne miejsce, bardzo smaczne placki. Pizze swoje nazwy mają od regionów Włoch i charakteryzują się składnikami, z których te regiony słyną. My się skusiliśmy na Piemont z oliwą truflową i ricottą oraz na Ligurię z pomidorkami żółtymi i czerwonymi oraz pesto.
DUŻO? DUŻO.
Może się wydawać, że to miasto wypchane jest atrakcjami. Ja jednak nie nastawiałabym się na więcej niż weekend w Mediolanie. Jest tu po co przyjechać, co zjeść i co zobaczyć, ale uwierzcie kiedy mówię że to dopiero włoskie aperitivo.
Dajcie nam znać, co Wy sądzicie o Mediolanie!