Wszystkich nie uratujemy

przez Kuba

WSZYSTKICH NIE URATUJEMY

Wkurzyłem się i będę pluć jadem. Osoby o słabych sercach proszone są o natychmiastowe wyłączenie tego tekstu i zaparzenie sobie rumianku. Będę nieobiektywny, więc jeśli chcesz mi napisać w komentarzu “Jakub, gówno wiesz…” to przynajmniej przeczytaj tekst do końca!

Co mnie tak wkurzyło?

POLSKA KRAJEM ZRZUTEK

Tak żeśmy się nauczyli, że państwo niewydolne, że na nic nie ma, że są potrzebujący i brakuje, więc robimy te zrzutki na wszystkie możliwe cele. Żeby każdemu coś dać, każdemu coś pomóc. Oczywiście, pomoc sama w sobie jest dobra i intencje szlachetne, ale mam wrażenie, szczególnie w takich miesiącach/tygodniach przedświątecznych, albo w okolicach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, że mój Facebook zalany jest linkami zdjęć cierpiących chorych (a najczęściej dzieci) poprzetykanych venflonami, zakrytych maskami respiratorów z tekstami “Pomóż teraz”; “Zostało niewiele czasu”; “Bez Ciebie dojdzie do tragedii”.

I jak wspomniałem, rozumiem, że są sytuacje gdzie już tylko taki sposób zostaje. Są ludzkie tragedie i problemy, każdy przypadek trzeba traktować indywidualnie, a że człowiek szczerze chce pomóc komu i jak może…

Ale krew mnie zalewa kiedy to samo robi teraz gastronomia.

DAJ BO PADNIEMY, DAJ BO NIE PRZETRWAMY, DORZUĆ SIĘ W TYCH CIĘŻKICH CZASACH

Czasy trudne – tak, wszyscy dostajemy po dupie w mniejszym lub większym stopniu. Lokale pozbawione głównej swojej działalności zaczęły szukać innych metod funkcjonowania, czyli zarabiania. Nagle rameny na wynos nie są już takie straszne i dają radę (link), pizza neapolitańska przeżywa renesans , własna dostawa albo współpraca z pośrednikiem wchodzi w grę (link) – do tego jeszcze wrócimy.

Jedni otwierają własne sklepy, jak Pogromcy Meatów i ich sklep Mięsny Premium (link), inni sprzedają zestawy do samodzielnego przygotowania sobie kilku posiłków, np. K-Bar (link), Soul Food Burger (link), Dziurka od Klucza (link) i sporo innych. Nawet jedna z naszych ulubionych cukierni Deseo dywersyfikuje biznes i teraz ich desery kupicie np. w pizzerii Salsiccia albo w knajpie arabskiej Shuk (link).

A są też przypadki, dla mnie te najgorsze, gdzie nie spróbowano nawet zmierzyć się z “systemem”. Totalny paraliż, zero akcji, zero prób. Zamykamy. A potem zrzutki. “Nie możemy normalnie funkcjonować, pomóż, bo inaczej więcej nas nie zobaczysz”. Łapanie za serce i podstawowe instynkty poziom hard. W niecały miesiąc cała branża wykręciła się o 180 stopni. Niemożliwe okazało się możliwe, cuda są prawdopodobne, tylko trzeba chcieć.

Jeśli nie prowadzi się żadnej działalności, a proponuje się zrzutkę i vouchery na przyszłe jedzenie… jaką macie pewność że knajpa będzie jeszcze istnieć za trzy tygodnie?

Te zrzutki to już widzieliśmy jakiś tydzień po rozpoczęciu kwarantanny, już w drugim tygodniu Marca. Od kiedy piszemy bloga, coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę, że gastro to ciężki kawałek chleba. Tutaj raczej nie jeździ się Bentleyem, a na ręce są rękawiczki nitrylowe a nie Rolexy. Ale nieprawdopodobne też dla mnie jest, że tydzień zamknięcia oznacza od razu bankructwo lokalu. Mimo trudności to jednak biznes, ale biznesmenów widać mamy słabych, albo leniwych?

Czy są miejsca, które naprawdę nie dadzą rady? Nawet na Wynos? Na pewno. Na przykład Koktajl Bary mają wyjątkowo ciężko. Ale czemu nie zrobić jakiegoś live’a na Facebooku i Instagramie, robić zdalnie kursy robienia podstawowych drinków, łączenia smaków i alkoholi, a przy okazji zbierać kasę i sprzedawać vouchery? To tylko jeden przykład jak sobie można poradzić. Trzeba kombinować, ale znów, trzeba też naprawdę chcieć.

WSPÓŁPRACA ZAMIAST ŻEBRANIA

W takich kryzysowych momentach najbardziej brakuje współpracy. Tarcza kryzysowa częściej pojawia się na grupach gastronomicznych jako mem, niż jako realna forma pomocy. Właściciele znaleźli sobie nowego wroga - platformy dowozowe. Nagle te marże i procenty z którymi pracują od lat są złe, z drugiej strony wprowadzenie własnego dowozu też jest karkołomnym procesem, pisaliśmy o tym tutaj (link).

Pojawił się ruch, żeby od tych platform odejść, "niech płoną, złe korporacje!". Nadgorliwe knajpy zapominają, że w tych firmach pracują korpoludki jak my, które za zarobione pieniądze kupują potem jedzenie na dowóz. Albo chodzą z innymi korpoludkami na drinki i przewalają całe wypłaty na steki i burgery. My od samego początku proponujemy jakiś kompromis i współpracę - jak każdy sobie trochę odejmie, to każdy ma szansę przetrwać. Wystarczy tylko chcieć się dogadać i mamy nadzieję że to się uda.

Uf, trochę się wyżyłem. 

Nie damy rady wszystkim pomóc. Na pewno nie wszystkim naraz. Będziemy próbować, ale jak myślicie, komu szybciej się uda? Tym co próbują, czy tym co udają?

ERRATA: DRUGI LOCKDOWN - PAŹDZIERNIK 2020

Pisząc powyższy tekst w marcu nie sądziłem że zatoczymy koło i wrócimy w dokładnie to samo miejsce pod koniec roku. Znowu decyzje rządu na szybko, nieudolnie, co powoduje zamykanie gastronomii z dnia na dzień, znów tylko wynosy i dowozy. Tej części o zrzutkach bym nie zmienił, ale w porównaniu do wtedy jeszcze mocniej namawiam do zamawiania bezpośrednio z lokali. Choć nie chcę wieszać psów na pośrednikach, to niestety nadal się z branżą niedogadali. Może kolejne miesiące będą inne na to liczę.

Coś się jednak zmieniło. Lokale zahartowały się po pierwszym zamknięciu i mimo, że nie wszystkie dotrwały do tego momentu to ci co przetrwali są silniejsi, mądrzejsi, bardziej eksperymentujący. Klientela, nieustannie namawiana przez wszystkich zajaranych foodie w każdym dostępnym medium, też odważniej i częściej zamawia - tak się przynajmniej wydaje. I mamy nadzieję że będzie to trwać. A raczej że pokonamy ten cholerny wirus i będziemy mogli wrócić do normalności.

Ale są też rzeczy, które fajnie by było żeby zostały z nami nawet po końcu lockdown'u. Przede wszystkim lokale się delikatesują, jak to ładnie ujął Marcin, prowadzący profil Jaja w Kuchni. To znaczy że sprzedają swoje wyroby w formie półproduktów albo dań do wykończenia w domu. Sprzedając i utrzymując swój biznes jednocześnie dokształcają nas w samodzielnym gotowaniu. To 'delikatesowanie się" prowadzi bezpośrednio do większego zainteresowania wszelkimi producentami jedzenia, zarówno większymi i mniejszymi - od chlebów przez wędliny, sery, konserwy, pikle i tak dalej i tak dalej. Lokale też pochyliły się nad swoimi social media i komunikacji z klientami. Przez co Ci ostatni mają coraz lepsze pojęcie o tym co się w gastro dzieje, jak to działa i co mogą zrobić żeby pomóc. Ta wola walki jest potrzebna i bardzo dobrze ją widzieć.

W ten sposób możemy uratować wiele więcej adresów, kto wie czy tym razem nie wszystkie.

Zamawiamy, odbieramy, jemy. #wspieramgastro

Skomentuj!

Strona korzysta z ciasteczek (cookies), żeby przyśpieszyć jej działanie i poprawić jakość dla czytelnika. Akceptuj Czytaj więcej