Największe kłamstwo blogerów (tych kulinarnych)!

przez Kuba

Powoli mija rok, od kiedy zaczęliśmy pisać i promować swoje teksty w necie za pomocą bloga i social mediów. Zbliżamy się do setki opisanych knajp, a dużo więcej przejedliśmy, bo nie każda warta była tej recenzji. Zauważyliśmy pewną prawidłowość nie tylko u siebie, ale też u innych blogerów, którzy piszą o jedzeniu wszelakim i gdzie je znaleźć.

Chodzi o to, że…

Największe kłamstwo blogerów (tych kulinarnych)!

Na przełamanie niesmaku, do słów prawdy dorzucam mieszankę jedzenia z Kury

WSZYSCY KŁAMIĄ

Jest dokładnie tak, jak mówił doktor House. Na dodatek nie możemy się od tego powstrzymać i będziemy to robić dalej! Jest jeszcze gorzej! Dajecie nam na to przyzwolenie i nigdy nie zwracacie, (jako czytelnicy) na to uwagi. Chwała Wam za to, bo nigdy byśmy się nie rozliczyli i nie spłacili karnych odsetek. O co właściwie chodzi? No to zastanówcie się jak wyglądają recenzje knajp. Wasz ulubiony bloger/blogerka wpadł do fajnego miejsca, opisuje jak wygląda, co zamówił(a), jak to smakowało. Czy było warte ceny, czy poleca i czy jeszcze tu wróci. Z tym ostatnim wiąże się największa bujda internetów, bo często czytamy:

„NA PEWNO JESZCZE TU WRÓCĘ!”

A ile razy wrócił i zjadł? No właśnie. Pewnie mało jak nie wcale ;)

Ma to dwie strony medalu. Z jednej strony jest ciągła potrzeba pokazywania czegoś nowszego, lepszego, smaczniejszego. Otwierają się kolejne miejsca, zapraszają, kuszą nowymi smakami. Mamy wręcz obowiązek tam pójść i sprawdzić, po to żeby każdy miał już gotową recenzję zanim tam zajrzy. Żeby ktoś zaufany pomógł wybrać smacznie, ostrzegł, czego nie brać. Jest za dużo knajp, a tak mało czasu, więc zawsze jest miejsce gdzie jeszcze nie byliśmy a trzeba pójść. Mamy na lodówce przyczepioną kartkę z listą następnych restauracji i nieustannie się ona wydłuża.

Nawet bez pisania bloga pchała nas ta ciągła ciekawość do czegoś innego, nieznanego. Kolejnego smaku którego jeszcze nie próbowaliśmy, oszałamiającego dania, ktoś coś polecił, pokazał. Kuchnia włoska, meksykańska, potem tajska, wietnamska, chińska, powrót do polskiej i więcej i więcej. Jak wspomniałem, ciągle otwierają się nowe miejsca i ciągle brakuje czasu zjeść w każdym wystarczająco dużo i często. Teraz do tego dochodzi ten efekt "social mediów", jasne że chcemy robić zasięgi, docierać do nowych osób. Uda się to głównie pokazując ciągle nową treść i nowe knajpy.

Może za 10 lub więcej lat kiedy rzucimy pracę w korpo i zwolni nam się nagle 8-10 godzin dziennie, będzie wtedy czas wracać na spokojnie gdzie już jedliśmy. Nie tylko dostępność czasu jest tu taka istotna. Są to również finanse, bo żeby tak na każde nowe miejsce, nowe menu, nowy pomysł szefa kuchni przyjść, trzeba zarabiać solidny i ciężki mieszek złota :)

Makaron

To może jeszcze zestaw makaronów z Dziurki od Klucza?

To też jest tak, że bez wywrócenia kuchni do góry nogami, nie ma palącej potrzeby iść w to samo miejsce. Jeśli trzyma poziom (lepszy bądź gorszy) to recenzja zawsze będzie adekwatna. Chociaż jak ktoś nam powie że był, zamówił to samo i było słabo - korci żeby sprawdzić. No ale powiedzmy sobie szczerze - Wy jako czytelnicy, też czekacie na nowe ciekawe wpisy a nie w kółko te same dania w tych samych aranżacjach. Czasami łapiemy się na tym, że mamy ochotę na coś konkretnego, co już opisaliśmy, ale blogerski obowiązek podpowiada aby pójść gdzieś gdzie nas jeszcze nie było. Wiadomo, raz się opłaci raz nie, a miejsca gdzie „na pewno wrócimy” czekają dalej. Dużo zależy od dnia, humoru, pogody, godziny, układu gwiazd na niebie albo dni miesiąca do wypłaty. :)

Zupa z kaczki

Po tę zupę z kaczki Ewa wracała nie raz (Naam Thai)

DRUGA STRONA MEDALU

Z drugiej strony, są miejsca gdzie wracamy i to nawet regularnie. Naprawdę istnieją! Zdjęcia w tym tekście (czytajcie podpisy) będą podpowiedzią gdzie wybieramy się więcej niż raz :) Jak wspomniałem - nowe sezonowe menu, zmiana karty, limitowane edycje dań to rzeczy, które na pewno motywują żeby odwiedzić lokal ponownie. Mamy również po prostu nasze ulubione dania i miejsca - nazywajcie to comfort foodem, zajawką, przyzwyczajeniem, wszystko będzie prawdą :) Czasami umówimy się ze znajomym, który ma ochotę na konkret który jedliśmy, wtedy mówię: „znam taki lokal…” po czym na mapie z Jadłownika pokazujemy parę zdjęć i już delikwent przekonany!

Oddając sprawiedliwość i wyczerpać trochę bardziej temat, to muszę przyznać, że żeby poznać dobrze kuchnię i wykluczyć przypadki losowe przegotowanego makaronu lub suchego mięsa, warto zjeść dwa – trzy razy. Statystycznie, jak rozmawiałem kiedyś z kolegą, to wypada stołować się z miesiąc lub dwa regularnie, a dopiero potem coś napisać. No ale nie zawsze się da – jak wspomniałem, wtedy rzadko byłby nowy post. Zdarza się nam wpaść do miejsca, parę razy przed wpisem, w wypadku kiedy menu jest naprawdę duże, albo po pierwszej próbie nie jesteśmy do końca pewni co myśleć :) Zdecydowanie pomaga chodzenie w grupie, więcej spróbujesz, większy przekrój menu sprawdzisz.

To jak, wolicie mieć ciągle coś nowego i fajnego i wybaczacie kłamstwa, czy zaczniecie rozliczać? Mam naprawdę nadzieje że to pierwsze ;)

Podaj dalej blogerowi którego znasz, zobaczymy kogo jeszcze przyłapiemy!

 

 

Przeczytaj również

3 komentarze

Woytech 25 sierpnia 2018 - 08:57

Nie prowadzę bloga kulinarnego czy recenzenckiego, ale zdarza mi się oceniać lokale w popularnych aplikacjach, z których sam korzystam szukając sprawdzonych usług. Należy oddać, ze każdy ma swój gust i moralność. Jak napisaliście w poście – są lokale, których nie warto komentować. Jeśli prowadzicie blog oceniający „jakość posiłków” to fajnie byłoby być krytykiem w pełni tego słowa znaczeniu. Wiem, ze może być szkoda „pióra” i to dla mnie jedyne wytłumaczenie. Nie wiem jak Wy sugerujecie się lokalem, ale ja zwracam uwagę na opinie negatywne vs pozytywne i staram się to równoważyć.
PS
House miał rację :)

Reply
Kuba 25 sierpnia 2018 - 11:19

Mój problem z aplikacjami polega na tym, że nie mam zaufania do ludzi których nie znam. Podobnie nie mam zaufania do statystyki, bo koń z jeźdzcem mają obaj średnio 3 nogi :)

Staramy się pisać szczerze i rzetelnie bo na tym budujemy zaufanie czytelników :)

Reply
Paula 26 sierpnia 2018 - 17:58

Oczywiście lubię poznawać nowe miejsca i możliwość zjedzenia czegoś pysznego, ale nie nie oczekuję od blogerów kulinarnych (czy jakichkolwiek innych), żeby spowiadali się z każdej wizyty i pokazywali zdjęcie każdej zjedzonej kanapki. Poprzez napisanie “z pewnością tu wrócę” bardziej rozumiem fakt, że jedzenie było tak dobre, że najchętniej zjadłoby się je jeszcze kilka razy, a nie dosłowny powrót do konkretnej restauracji.

Reply

Skomentuj!

Strona korzysta z ciasteczek (cookies), żeby przyśpieszyć jej działanie i poprawić jakość dla czytelnika. Akceptuj Czytaj więcej