Recenzja Namaste India. Czyli co za dużo, to niezdrowo!

przez Kuba

NAMASTE INDIA RECENZJA!

Tym razem nasza silna i zwarta grupa zdecydowała się na kuchnię Indyjską. Zawitaliśmy w ścisłym centrum miasta, ulica Nowogrodzka 15. Skromne wejście, pod małym dachem w kolorach flagi Indii. Ze środka gwar rozmów i przyjemny zapach podstawy tej kuchni – garam masali. Ale o jedzeniu później, bo chciałem zacząć od...

Recenzja pierwszego wrażenia ...

Sympatyczna kelnerka pyta o rezerwację i zaprowadza na piętro. Lokal jest bardzo schludnie urządzony. Trochę za minimalistycznie jeśli o mnie chodzi. Indie, kraj zamieszkiwany przez 1/8 całej ludzkości kojarzy mi się z tłumem, bibelotami, hałasem, kolorami. Tysiącem różnych rzeczy które widuje się tam na ulicy. Kolejnym tysiącem innych które pokazują nam znajomi na zdjęciach z tego kraju. Tego tutaj brakowało. Trochę ozdobnych ram, ściany w kolorach czerwieni, pomarańczu i fioletu to za mało. Szczególnie na piętrze, bo na parterze jest tego trochę więcej. Trochę jakby dekorator w połowie drogi poszedł na przerwę. A propos przerwy, wróćmy do tego co najważniejsze, czyli jedzenia.

Recenzja Namaste India. Czyli co za dużo, to niezdrowo!

Talerz indyjskich przystawek

Poświęcę jeszcze moment kwestii, która jest z pogranicza pierwszego wrażenia a kulinariów. Menu. W przeciwieństwie do Anety, która przed wyjściem robi wywiad co zamówić i co „jedzą internety” (czyli inni blogerzy). Ja preferuję nie sprawdzać. Siadam, patrzę co jest sezonowe. Co mają na pierwszej stronie w karcie. Czytam pozycje i kiedy dojdę do czegoś, co sprawia że moje ślinianki pracują mocniej, wybieram.

Recenzja Namaste India. Czyli co za dużo, to niezdrowo!

Samosa i sosy

Restauracja Namaste India mi trochę popsuła szyki, bo karta ma 178 pozycji! Słownie: sto siedemdziesiąt osiem. Odliczając napoje (nie wiem po co je numerować), nadal jest to ponad 150 dań. No ale nic, otwieram tę „książkę” i lecimy. Wertuję, wertuję i zaczynam rozumieć. Masz ochotę na kurczaka? OK, do wyboru kurczak w sosie śmietanowym, pomidorowym, z przyprawami indyjskimi, z przyprawami indyjskimi i czosnkiem, z przyprawami indyjskimi i cebulą, w sosie curry, w sosie curry i czosnkiem itd. Itp. Na następnych stronach to samo z baraniną, daniami wegetariańskimi. Kiedy przyszedł kelner i spytać co podać, nie zdążyłem przeczytać nawet wszystkich przystawek! :)

Doszło do na tyle śmiesznej sytuacji, że postaram się przybliżyć dialog koleżanki z kelnerem:

Klient: Poproszę na przystawkę numer xxx, do tego numer yyy.

Kelner: Dobrze, jakie do tego dodatki? Chleb czy ryż?

Klient: Chleb

Kelner: Jaki?

Klient: A jaki macie? Byle bez masła.

Kelner: Mamy na oleju, z czosnkiem, z mąki białej, ryżowe, nadziewane serem, ziemniakami, z przyprawami, bułeczki ...

Klient: Dobrze już dobrze, ten pierwszy, błagam dajcie ten pierwszy! Dajcie cokolwiek!

OK, ten ostatni fragment zmyśliłem, ale rozumiecie już o co chodzi. Dodam, że posiłek zamawiało osiem osób :)

Recenzja Namaste India. Czyli co za dużo, to niezdrowo!

Smażony ser - Paneer Pakora

Uff, teraz mogę na spokojnie napisać o jedzeniu, które było... w porządku. Ja zamówiłem numer osiemdziesiąt cztery, a Aneta dziewięćdziesiąt ... dobra! Żartuję tylko! Z przystawek wybraliśmy Samosę, kruche pierożki nadziewane ziemniakami i groszkiem, oraz Paneer Pakora, smażony biały ser po indyjsku. Obie podawane z dwoma sosami, miętowym i pomidorowym (chyba, bo wyglądał na BBQ). Treściwe, spore, tłuste od panierki i gdyby nie sosy, trochę bez własnego smaku. Na główne jedliśmy Garlic Chicken Masala – kawałki kurczaka z czosnkiem i przyprawami, oraz Gosht Curry – kawałki baraniny z curry. Do tego placuch z tradycyjnego pieca Tandoori i chleb z nadzieniem serowym.

Recenzja Namaste India. Czyli co za dużo, to niezdrowo!

Gosht i Chicken

Co za dużo to niezdrowo!

Przyznaję, że porcje były spore. Razem z plackami, spokojnie najedlibyśmy się jednym z głównych. (ceny ok. 30zł plus placki od 4zł do 16zł). Ładnie wyglądające, metalowe miseczki, wypełnione po brzegi. Aromatyczne, miękkie mięso i mocno przyprawiony sos. Niestety tak samo tłuste jak i przystawki. Całość jeszcze na następny dzień leżała na żołądku. Tradycyjnie też, popróbowaliśmy nawzajem wszystkich dań. Z przykrością stwierdzam, że wszystkie pozycje smakowały podobnie. Ta sama konsystencja, podobna mocna mieszanka przypraw, te same sosy. Restauracja reklamuje się też „skwierczącymi talerzami”. Czyli gorącymi półmiskami na których podawane jest jedzenie. Jedna specjalność wjechała i do nas na stół. Dokładnie bardzo ładnie wyglądające krewetki, ale ukryte pod górką cebuli. Zgodnie z relacją znajomych, krewetki bardzo smaczne, choć duża część cebuli została na talerzu :) Zapchany swoim posiłkiem, nie miałem już siły próbować. Do wszystkiego się tu przyczepiam, ale trochę tak to właśnie wyglądało. Niby ładnie, porządnie, niby dużo, a ciągle coś nie do końca tak jak powinno.

Wychodząc zrozumiałem dwie rzeczy:

Nadal nie jestem fanem kuchni indyjskiej. Po drugie, Namaste nie jest aż takim dobrym miejscem które mnie do tej kuchni przekonało. Na pewno warto wpaść i przekonać się na własnej skórze :)

A Wy? Znacie coś lepszego? Piszcie propozycje a pojadę i spróbuję się przekonać!

Namaste India: Restauracja Indyjska, Nowogrodzka 15, Warszawa

 

Przeczytaj również

2 komentarze

D. 17 grudnia 2020 - 08:22

a co z klasykami – butter chicken i murgh rahara? ;)

Reply
M 3 sierpnia 2022 - 14:10

Jak się nie jest fanem kuchni indyjskiej to po jaką cholerę chodzić do tej restauracji?!
I pisać taką pseudo recenzję?!

Reply

Skomentuj!

Strona korzysta z ciasteczek (cookies), żeby przyśpieszyć jej działanie i poprawić jakość dla czytelnika. Akceptuj Czytaj więcej