Od samego początku prowadzenia bloga, mamy niezmiennie problem z kuchnią polską. Wspominamy to chyba za każdym razem kiedy do tej kuchni się zabieramy. Może pora zmienić nagłówek…
Tym bardziej, że zaczynamy trafiać na prawdziwe konkrety, takie jak Lokalna Atrakcja Stolicy (a.k.a LAS), przy ulicy Solec 44.
ZACZAROWANY LAS
Lokal to przede wszystkim miejsce niepozorne. Trochę ukryte od głównej ulicy za bardzo ostentacyjnym i kolorowym kebabem ;) Wchodząc poczujecie przemianę porównywalną z szafą w Narni albo peronem 9 i ¾ w Londynie (gdyby tylko istniał naprawdę!). Spora przestrzeń utrzymana w brązach, zieleni i drewnie, a za oknem widok praktycznie jak z tytułowego lasu. Można poczuć się zaczarowanym i nic dziwnego że to miejsce zbiera tyle pochlebnych opinii.
Poza tarasem i instagramogenną huśtawką która jest lokalną atrakcją lokalnej atrakcji, warto spojrzeć trochę dalej i dokładniej, a będzie wtedy łatwiej zrozumieć co też ten LAS próbuje nam zaprezentować.
Do lokalu wpadamy późnym Wrześniem, gdy sezon na grzyby w pełni. A smakołyków i cudów natury nigdy dość na talerzach – na takie mocno grzybowe menu trafiamy podczas wizyty. Przeglądając fanpage na FB łatwo dostrzec, że menu jest sezonowe, co zawsze na plus. Dodatkowo kultywując raczej polskie potrawy z małymi bądź większymi twistami. A za wspomnianą huśtawką, na skarpie, rosły zioła i zielenina – ja zauważyłem m.in. świeży jarmuż.
LOKALNE SPECJAŁY
Mimo pory ani obiadowej ani wieczorowej (koło 16.30) restauracja jest pełna i tylko dzięki roztropności i rozeznaniu kelnerki udaje nam się dostać łączony stolik dla naszej trójki – dziękujemy!
Niezależnie od rodzaju potrawy, prosimy o wszystko naraz na stół, co by ładne dla Was flaty zrobić. Rozbijemy zamówienie na składowe- czego spróbowaliśmy?
Zamawiamy z przystawek pączka z grzybami z konfiturą z cebuli i pudrem grzybowym (25 pln). Ależ majestatyczny był to pączek! Fajne zbite drożdżowe ciasto, mocno przysmażone. Trochę bardziej niż w deserowych pączkach, co akurat tutaj było potrzebne żeby nafaszerować go mocno grzybami. Na górze grzywa z konfitury o intensywnym zapachu i smaku rozmarynu – czuć go było jeszcze przed spróbowaniem. Dzięki niemu ta przystawka tak mocno smakowała i nawoływała zmysłami do tego dziewiczego polskiego lasu.
Druga przystawka to rosół z pieczonej kaczki z pierożkami wonton z wątróbką (23 pln). To tak naprawdę nasz drugi wybór, bo żur z grzybami (23 pln) tego dnia już się skończył. Zupa przychodzi niezbyt gorąca. Aczkolwiek robienie zdjęć zajęło nam parę chwil i nie mogę ze stuprocentową pewnością stwierdzić czy zdążyło wystygnąć w dość szerokim naczyniu, czy przyszło już niezbyt gorące. Może czekało na resztę dań? Nie traktujcie tego jako negatyw, po prostu jako uważni foodie zwracajcie uwagę co i jak jest podawane.
Sam rosół był wyraźnie ciemniejszy i intensywniejszy w smaku niż drobiowy. Wcześniej nie miałem okazji takiego próbować, ale od znajomych usłyszałem że bywają takie rosoły na świątecznych stołach – muszę się zwrócić do swoich rodziców o rekompensatę za te wszystkie lata „zwykłych” rosołów :) Było smacznie a dodatek wontonów z wątróbką dodawał i tekstury (bo chrupkie) i głębi (bo wątróbka).
TACO I KLUSKI
Bardzo ciężko było o zdecydowany i jednogłośny wybór dań głównych z menu. Dużo fajnie brzmiących, przez co działających na wyobraźnię, pozycji. Głównie przez żonglowanie klasykami z niekonwencjonalnymi dodatkami.
Wybieramy taco z konfitowaną kaczką (36 pln) oraz kluski śląskie z dynią (29 pln). Zacznijmy od taco. Do mięsa dorzucono dodatek chutneyu z buraka (gęsty sos często z dodatkiem octu, cebuli, przypraw), musztardy jabłkowej, kalarepy i lubczyku. Bardzo fajne w smaku, mięso mięciutkie a porcja całkiem duża. Jednak albo domowe placki były trochę za grube lub potrzebne jest więcej sosów, żeby całość nie wydawała się taka sucha.
Kluski za to wyglądały przepięknie <3 zupełnie nie jak zwykłe kluski. No i były daniem które tego dnia nam smakowało najbardziej. Podawane z espumą z masła i długimi wstęgami sera bursztyn. Musieliśmy się trochę dokształcić w internetach co to ta espuma – wyobraźcie sobie piankę, lub bardzo delikatny mus, robiony z masła z dodatkiem soli.
No wyglądało to ekstra i cudownie a smakowało cudownie i ekstra. Koniec dowodu.
Na deser zamówiliśmy Serniczek Ludwiczek (19 pln) z konfiturą z dyni i prosecco, oraz pudding ryżowy z nadzieniem z gruszki i rozmarynu, przykryty mokrą włoską bezą (18 pln). Pierwszy wyglądem przypominał kopułkę panna cotty, miał wręcz podobną puszystą i miękką konsystencję, w środku z nadzieniem z brzoskwini. Dziewczyny nie były do końca przekonane dodatkiem konfitury, stwierdziły że brakuje jej wyraźnych smaków. Ja jednak lubię naturalną słodycz pieczonej dyni, nawet jeśli nie jest taka mocna. Pudding ryżowy smakował prosto i konkretnie, przypominał mi smakach z dzieciństwa a dodatek tej bezy trafiony konkretnie – dzięki temu nabierał mnóstwo słodyczy. Uwaga! Tylko dla lubiących naprawdę słodkie desery i specyficzną konsystencję puddingu!
PRZEPROWADZAM SIĘ DO LASU
Lokalna Atrakcja Stolicy zaskoczyła nas bardzo pozytywnie, odczarowując polskie smaki, jednocześnie roztaczając aurę zaczarowanego lasu. Gorąco polecamy, tym bardziej że przestrzeń zachęca do wspólnego jedzenia i oderwania się od miejskiego zgiełku – a to dla wielu już spora atrakcja.
LAS, Solec 44, Warszawa