Black Cat Burgers – amerykański sen się spełnił!

przez Kuba

Całe szczęście, że istnieje powiedzenie "tylko krowa nie zmienia poglądów"! Znacie? Gdyby nie to, musiałbym pewnie odszczekiwać co piąty wpis i co trzeci tytuł, tak jak teraz z moim tekstem  z 2018 - "Koniec z burgerami" (tu link).

O co chodzi? Kanapki w tym linku ciągle są świetne i przez nas polecane, za to nowy, świeższy kanapkowy tekst jest w przygotowaniu... a w międzyczasie złamałem narzuconą sobie zasadę i poszedłem zjeść burgera.

Ta narzucona zasada nie jedzenia tych klasycznych buł z mięsem wzięła się ze zdegustowania po jednym z wielu festiwali foodtruckowych  w stolicy. Coraz więcej ludzi skuszonych "szybkim i prostym" zarobkiem robienia własnych gastronomicznych interesów doprowadziło do sporego spadku jakości dań, co najbardziej widoczne było właśnie po wozach z burgerami. To był 2018, mijają dwa lata i podobnie teraz ma się pizza, ale to temat na inny tekst. Nadarza się też okazja, żeby tego burgera dla mnie trochę odczarować, chociaż łatwo nie jest...

MIŁO CIĘ ZJEŚĆ PANIE BURGER

Black Cat Burgers - amerykański sen się spełnił!

Pójść, a raczej pojechać na daleką wyprawę do Black Cat Burgers z Bemowa aż na Targówek zachęciła mnie wieść, kto stoi za tym miejscem. Ekipa z Nice to Eat You , którą znam i szanuję od lat, z Karolem Szynkowskim na czele. Pisaliśmy o ich foodtrucku jedną z naszych pierwszych recenzji blogowych, jeszcze w 2017, a półtora roku później Karol siedział na kanapie w naszym mieszkaniu i opowiadał o pracy w gastronomii.

Tu link do tekstu o foodtrucku z Bostońskimi Kanapkami -> Link

A tutaj podcast z Karolem, gdzie opowiada jak się wkręca ludzi na festkop ;) -> Link no i oczywiście na Spotify

Od lat z przyjemnością polecam te bostońskie kanapki i z dużą dozą pewności zajeżdżam na ulicę Wierną 26, niedaleko stacji kolejowej Warszawa Zacisze. Lokal otwarty jest już od ponad miesiąca, więc było trochę czasu ogarnąć dobrze logistykę pracy w kuchni, podoprawiać przepisy i nauczyć się pracować w wynosowym lockdownie. Z drugiej strony to nadal krótko i zdaję sobie sprawę że w takim czasie i w tych warunkach to nie jest jeszcze rozkręcenie się na 100%.

Black Cat Burgers - amerykański sen się spełnił!

Spróbowałem trzech różnych pozycji, zaczynając od sezonowo dostępnego burgera miesiąca (30pln) z chutneyem z dyni z imbirem i pomarańczą, przez "Gruszkę" (30 pln) z serem lazur, gruszką po najprostszego z najprostszych Cheese (23 pln), czyli cheeseburgera. Każdy z tych trzech to 170 g podwójnie zmielonej wołowiny z Polskich Steków zrobionych na medium rare, maślane bułki wypiekane lokalnie z piekarni Pajda dosłownie 200 m od lokalu i przemyślanie dobrane, zestawione smakowo z sobą dodatki.

TYLKO TYLE I AŻ TYLE

Tylko tyle i aż tyle jeszcze nigdy nie brzmiało tak dosadnie. W czasach kiedy burgerownie wyprzedzają się w pomysłach na dodatki, wymyślne sosy, wyszukane mięsa (jak na przykład japońska wołowina wagyu) to właśnie ten powrót do klasyki z wysokiej jakości produktem i świetnym wykonaniem jest tym czego potrzebowałem żeby wróciło mi przekonanie, że ten burger to jednak nie umarł.

Już po kilku chwilach rozmowy z Karolem opowiadającym o wyborze mięsa i dopracowaniu bułek, o dopełniających się  w całości kompozycji składnikach ostrych czy słodkich wiem, że Black Cat Burgers po prostu dowozi świetnego burgera. To kanapka na miarę Samuela L. Jacksona i Johna Travolty z "Pulp Fiction" i wcale nie musi mieć hawajskiej nazwy.

Prostota i smak dobrego mięsa tworzy ten amerykański sen. W tej samej konwencji Karol opowiadał o swoich frytkach "siódemkach" nazwanych w menu "super crunch". Mega chrupiąca tekstura i bardzo cienkie frytki to coś co widział podczas swojego pobytu w Stanach i w co celuje w Black Cat. Nam powiedział że jest bardzo blisko celu, a to "prawie" dla mnie już było bardzo fajne i tak wyraźnie różne od modnych wszędzie frytek belgijskich.

Z przystawek warto też spróbować smażonych w głębokim tłuszczu kulek mac&cheese (14 pln), są też inne klasyki jak krążki cebulowe czy bataty.

Black Cat Burgers - amerykański sen się spełnił!

BURGER OSIEDLOWY

Jest tylko jeden minus tego miejsca, nie licząc gotowych sosów do frytek, o których obiecaliśmy w tekście nie wspominać ;). PS. Na razie dostępny jest własny mango-habanero (pyszny!) i dostaliśmy zapewnienie, że będą następne, tylko jeszcze chwila moment. Tym jednym minusem jest oczywiście lokalizacja. Choć będzie to minus dla mnie, bo daleko i pewnie nie będę tam zaglądać tak często jak bym chciał, ale dla lokalu ta lokalizacja jest idealna. W szczególności kiedy lokale w pandemii nie mogą przyjmować gości, robią tylko wynosy a tu kluczem jest odległość i czas dostawy.

Dobry lokal tej klasy w miejscu oddalonym od centrum miasta, gdzie zazwyczaj stacjonuje bardziej znana (i częściej odwiedzana przez influencerów) gastronomia, będzie zgarniał ruch właśnie tymi dwoma elementami. Wystarczy dołączyć do tego udaną strategię marketingową i przede wszystkim smaczny produkt, a po prostu na chłopaków nie będzie mocnych. Mam tylko nadzieję, że to ich nie rozleniwi i nie zejdą z wysokiego poziomu z jakim zaczynają.

Cieszy fakt, że zaczyna być miejsce na osiedlową gastronomię, przemyślaną i egzekwowaną przez fachowców. Oby więcej! Dobry burger na każdym osiedlu to mój mały "amerykański sen".

Black Cat Burgers - Wierna 26, Warszawa

Black Cat Burgers - amerykański sen się spełnił!

 

 

Przeczytaj również

Skomentuj!

Strona korzysta z ciasteczek (cookies), żeby przyśpieszyć jej działanie i poprawić jakość dla czytelnika. Akceptuj Czytaj więcej